czwartek, 20 lutego 2014

Ja tez mam historie

Od dłuższego czasu myślałam o stworzeniu takiego posta. Nie będę ukrywać, że to Wy mnie do tego nakłoniłyście. Wielokrotnie, bardzo dokładnie i z wielkim zaciekawieniem czytałam Wasze historie, a po zakończeniu napływała do mnie fala emocji i motywacji!

Osobiście raczej unikam uzewnętrzniania się w internecie i sądzę, że zdecydowanie łatwiej pokazać fotografie porannych owsianek, niż swoje własne, ale spróbuje się przełamać.

*Czytelnicy chętni zaczerpnąć tylko głównego aspektu tej opowiastki mogą od razu przeskoczyć do "rozwinięcia" lub przejrzeć zdjęcia.

Wprowadzenie:

Aktywność fizyczna towarzyszyła mi od zawsze! Ogromną miłością, pasją i zaangażowaniem darze piękny sport jakim jest jazda konna, którą po prostu mam we krwi. Od najmłodszych lat grałam też w tenisa, ale silna chęć większych osiągów w jeździectwie zamiotła go do kącika z napisem "forma rekreacji". Przez moją kilkunastoletnią przygodę z jazdą nigdy nie przeszło mi przez myśl słowo "odchudzanie", "dieta". Zawsze byłam ponadto i z pełną świadomością głosiłam, że mam to gdzieś i nawet jak by mnie przybyło to nigdy bym się nie odchudzała - najlepsze podejście jakie w życiu miałam, a pro po. Co więcej, moja ukochana dyscyplina jest dość osobliwa w kwestiach kulinarnych. Każde zawody to grille, bankiety, piwa.. Święta typu "Hubertus", znów bankiety, dziczyzna, bigosy, koniaki itp. To po prostu tradycja, a ja będąc silnie zaangażowana w ten sport nawet z chęcią adoptowałam dodatkowe kilogramy, ponieważ to oznaczało więcej siły i energii do treningów!

Rozwinięcie:

Zimą skończyłam 18 lat - to był dziwny rok.. zmiana szkoły, usamodzielnienie, prawo jazdy, sprzedaż konia(!).
Kupiłam wagę, zważyłam się - parę kilo więcej, niż przed nowym rokiem, ok. Pomyślałam, że zejście do 60 kg przy 171 cm byłoby w sam raz. 

Teraz zaczyna się toczyć koło! 
Nigdy nie miałam zaburzeń odżywiania, a w momencie kiedy zaczęłam myśleć o schudnięciu, nieświadomie zaczęłam więcej jeść. To był drastyczny okres w moim życiu, co tydzień przybierałam kilogram i w rozpaczy wciąż jadłam więcej.. Dobijając do 65 kg Trwałam w takiej nostalgii jakiś czas.. W wakacje dużo trenowałam, a rezygnacja z pracy w biurze na rzecz pracy przy koniach umożliwiła mi większe dysponowanie czasem i uniemożliwiła odżywanie się w "domowych" knajpach na mieście. Pierwsze kroki to kroki do kuchni, samodzielne przygotowanie posiłków i całkowita zmiana diety o 180 stopni w stosunku do całego mojego życia.. a kolejne to treningi z Ewą Chodakowską. Zgubiłam 3-4 kg, potem zaczęłam już gubić tylko siebie... W połowie sierpnia rozpoczęłam przygodę z bieganiem. Jakiś czas łączyłam to wszystko w całość (jazda, płyty Ewy, bieg, fizyczna praca) i jadłam coraz mniej. Po wakacjach zostałam już tylko przy bieganiu, a widząc odchodzące lato.. pomyślałam o siłowni, ponieważ jeszcze wtedy sądziłam, że nigdy nie potruchtam w temperaturze niższej, niż 15 stopni :P 
Kolejne miesiące to z pewnością znany niejednej obrazek..
Odmawianie spotkań, imprez, rodzinnych obiadów, wyjazdów. Przyjmowanie marnych ilości pokarmu na rzecz obżarstwa skrajnego raz w tygodniu i bieganie, coraz więcej, coraz dłużej..
Doznaje olśnienia w listopadzie. Jest już około 55 kg Zdaję sobie sprawę, że to droga do nikąd, spowalniam tylko swój metabolizm i robię więcej krzywdy, niż pożytku. Już dawno przecież uzyskałam cel, a po podliczeniu okazuje się, że nie dojadam czasami nawet 1000 kcal
Zaczyna się zainteresowanie kcal i makroskładnikami, ale w pozytywnym sensie, aby już nie chudnąć. Powoli ich dokładam, próbuję. Wiele załamań, lęk przed dodatkowym gramem.. Potknięcia, upadki.
Dziś już jest lepiej, w prawdzie ważę 52 kg, ale zaczęłam nad tym panować, przestałam się forsować, brnę do równowagi w mojej głowie. Ciągle słyszę, że było lepiej "przed" i powinnam przytyć, ale ja rozpamiętuje ten okres przybywających, nieproszonych kg i jakbym miała wewnętrzny uraz i obawę, że kiedy przestanę nad tym panować to znów mnie czeka!


Zakończenie:

Osoba, która nigdy nie miała nadwagi, ani kompleksu związanego z kilogramami nagle popada w skrajności przez nacisk otaczających mediów, głupich reklam w internecie.. propagowaniu odchudzania, cud tabletek, cud wyszczuplające ćwiczenia w internecie, zielona kawa, l-karnit
yna i tak dalej.. Wszystko to przerobiłam..


Dobre strony..? Okrycie nowych aktywności, zainteresowań. Bieganie, treningi siłowe, CrossFit. Zmotywowanie paru bliskich osób do działania, rozpoczęcie kursu na instruktorkę fitness, oraz zmiana nawyków żywieniowych. Uczciwie wolę gotować sama. Przyrządzone potrawy smakują o wiele lepiej i fajne jest to poczucie, gdy wiesz co nabijasz na widelec :)

Na zakończenie chciałabym dodać jakąś motywującą adnotację. Niestety to o wiele bardziej skomplikowane, niż się wydaję. Jestem świadoma, że u mnie walka trwa, więc ciężko kogokolwiek uświadomić, aby nie popełniał tych samych błędów, chodź wiem, że to złe, głupie, puste, próżne. Wiem, że życie jest jedno i popadanie w skrajności to najbardziej niemoralne zachowanie z możliwych. Często gdybam o tym, coby było gdyby.. Gdybym zachorowała i na prawdę musiała unikać większości produktów żywieniowych lub czynności.. a obserwowałam takie przypadki, niejednokrotnie.

Dlatego powstał lauwork.blogspot.com, aby trwać w postanowieniach. Dać się motywować i o ile to możliwe - być motywacją :-) !!

Historia w zdjęciach..


2011/2012





2012/2013





Urodziny..


Wakacje i mój "najgorszy" okres..




W połowie przygody..



Aż do teraz...




Aż do dziś...










5 komentarzy:

  1. Bardzo motywująca historia... daje do myślenia i sporo uczy. Powodzenia, mam nadzieję, że uda Ci się wytrwać w zdrowym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje! Zdrowy styl zakorzenił się już u mnie na stałe, aczkolwiek mam nadzieje, że odzyskam przy tym trochę "masy" :-)

      Usuń
  2. Faktycznie bardzo motywująca historia!! Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem pod wrażeniem historii, teraz tylko musisz zachować równowagę:) powodzenia w dalszej drodze;)

    OdpowiedzUsuń