poniedziałek, 14 kwietnia 2014

To warto zauwazyc! Paradoks, zdrowe odzywianie.

Witajcie! 
Dziś pragnę skupić się na przykładach następstw, reakcji, które towarzyszą zmianie stylu życia, a nie koniecznie są przez nas dostrzegane.

Będzie to post na zasadzie: Wszystko co chodzi mi po głowię w jednym miejscu :-)
_________________________________________________________________


Więc.. bycie fit, zdrowe odżywianie, życie bez nałogów, ruch itp każdy te pojęcia już zna, a być może nawet czasami kiedy słyszy te hasła to ma ochotę uwolnić swoją treść pokarmową, zawartą w żołądku? Bo ja niekiedy, owszem :-) Jest to temat rzeka.. Znaczną część odpowiedzialności za nasze chwilowe zapały, albo drastyczną niechęć biorą oczywiście media i moje ulubione "takie mądre" artykuły w internecie. 
W rzeczywistości brak spójnych określeń na temat niektórych aspektów związanych z tym co dobre jest, a co nie w całym ogólnie-pojętym jedzeniu/byciu fit. Nie robiąc zbytnich wywodów, wiecie pewnie doskonale co mam na myśli? 

Czytasz artykuł: "Tego produktu x nie jedz, to jest fe, zło w czystej postaci, zabójca, kataklizm", a niedługo potem nowy artykuł, o, popatrzcie: "Nowe odkrycie amerykańskich naukowców, produkt x zawiera w sobie to i to, warto dołączyć go do swojej diety". Później.. "Po treningu tylko nabiał, i na kolacje też, węglowodany do kosza!".. czytaj dalej: "Tak na prawdę nie ma znaczenia kiedy zjesz te węglowodany, bo w sumie to liczy się bilans dzienny", oraz inne.. Bądź fit, jedz owoce. Nie jedz owoców to cukry proste, będziesz tłusta, gdy zjesz cząstkę mandarynki za dużo!




Cały czas sygnały z zewnątrz dają nam bodźce, które sprawiają, że myślimy sobie "Jak się zapomnę i nie dostosuje do reguły (a raczej tysiąca sprzecznych reguł) to pewnego dnia obudzę się otyła, chora i odrzucona przez społeczeństwo." 

To jest właśnie największy problem, który często zniechęca nas do udziału w całym tym przedsięwzięciu. 
Wywierana jest za dużo presja. Chcą z nas zrobić fitdzieci-roboty, żeby KAŻDY codziennie jadł na śniadanie koniecznie owsiankę i ćwiczył dokładnie to i to.. nie uwzględniając uwarunkowań osobniczych. Cholera, skoro lepiej przyswaja mi się węglowodany z owoców i wcale nie mam skoków cukrów i nie napadam szafek ze słodyczami, albo źle się czuję po tłustych rybach i łosoś odbija mi się przez kolejne dni trzy to oznacza, że mam zignorować potrzeby wewnętrzne i robić wszystko to co muszą fitdzieci-roboty bo inaczej dalej należę do grupy przeciwnej, czyt. anty-fit lub przeciętny człowiek? Nie będę tą wyjątkową i wyróżnioną? Oh, nie..

Pokrótce, im bardziej się zagłębiasz tym bardziej łapiesz się za głowę i popadasz w paranoje, bo już nie wiadomo co robić, aby robić prawidłowo.


O odżywianiu:
Mówi się, że początki są najtrudniejsze?

Ja chyba nie jestem uwzględniania w tych stereotypach. Początki zmian to według mnie najprzyjemniejszy okres. Podchodzisz do tego tak świeżo, chcesz zaczerpnąć jak najwięcej informacji, masz zapał i każdy zdrowy posiłek to dla Ciebie OGROM SATYSFAKCJI. Nawet zmiana ryżu z białego na brązowy. Idziesz jak burza! Odmówiłam chipsów? Kurczę, ale fajnie, bez problemu oparłam się takiej zachęcie.


Mnie przysłowiowa ściana złapała długo, długo później.. A nawet całkiem niedawno.. 
Po przepraniu mózgu wszystkimi poradami, zaleceniami etc. straciłam kompletnie inicjatywę, jak ma to wszystko wyglądać. Pojawiła się zbytnia skrajność i wtedy przyszedł okres, gdzie właśnie healty-life stał się przymusem. Dokładnie od tego momentu podczas zakupów zaczęłam oglądać się za niezdrowymi produktami, kątem oka obserwować jak ludzie obok wypakowują garściami z zamrażarki lody, gdy ja łapie tylko mrożonego kalafiora. Wzbudzały moje zainteresowanie, chciałam je po prostu kupić. Nie, nie dlatego, że miałam ochotę, a dlatego, że chciałam zrobić coś poza tą chorobliwą kontrolą i uwolnić się od ciążącej presji, że czegoś NIE MOGĘ. Nikt nie lubi nakazów i każdemu chodź w niewielkim stopniu sprawia przyjemność nagięcie go ;-)

*Produkt z pierwszego zdjęcia to Skan Crips, "perełka", którą znalazłam w lidlu podczas norweskiego tygodnia. Jego skład: mąka żytnia 93%, sól, drożdże, woda. Była jeszcze nawet opcja sama mąka+woda, ale opakowanie zbyt "rodzinne", a ja tam drożdży się nie boję :D

14 komentarzy:

  1. uh, mam podobne zmęczenie materiału... naczytałam się o byciu fit tyle, i tak bardzo pilnowałam diety, że bardzo chce mi się niezdrowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest.. Mi się nawet bardziej chce tych niezdrowości, niż przed całym tym staniem się fit :-)

      Usuń
  2. Kontynuacja posta "Cel osiągnięty! Ale co dalej?" ?:) Chyba się cieszę, że jeszcze nie mam takiego problemu. A nie próbowałaś raz na jakiś czas pozwolić sobie na coś niezdrowego, żeby aż tak Cię nie ciągnęło?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Szkoda, że masz możliwość obserwacji tylko poprzez Google+:) Osobiście częściej przeglądam blogi z Blogera, a Twój bardzo lubię:)

      Usuń
    2. P.S. Szkoda, że masz możliwość obserwacji tylko poprzez Google+:) Osobiście częściej przeglądam blogi z Blogera, a Twój bardzo lubię:)

      Usuń
    3. Ależ oczywiście, że sobie pozwalam! Praktykuje cheat meale, chodź problem tkwi tak na prawdę w tym, że za dużo się zastanawiam po co mam tyle ćwiczyć i pilnować "czystej" diety, bo zaczynając swoją przygodę x miesięcy temu, tak jak większość wyszłam z założenia "Trochę się przemęczę, osiągnę cel, a potem znów siesta!:D" A tu nagle "Ee?" i co teraz? Właśnie próbowałam zmienić coś w ustawieniach na Bloggera, ale nie wiem czy pomyślnie. Jestem trochę zielona, jeżeli chodzi o te aspekty :P

      Usuń
    4. Zgadzam się co do obserwatorów, więc spróbuj tak: blogger-układ-dodaj gadżet-z lewej kolumny wybierz więcej gadżetów i dodaj gadżet obserwatorzy ;)

      Usuń
  3. U mnie było podobnie. Ja w swojej rodzinie jestem tak cała "fit", mąż, dzieci jedzą zdrowo, ale też "normalnie", więc robiąc zakupy kupuje czekoladę, lody, żelki, białe pieczywo itp. i na początku swojej drogi jakoś mi to nie przeszkadzało, ale z czasem a to miałam ochote na tę bułeczkę, a to na lody, ale coś w głowie mówiło mi nie jedz bo przytyjesz, zmarnujesz swoją dotychczasową pracę i popadałam w jakąś paranoje, z czasem bałam sie też tego że pewnego pięknego dnia " napadnę" na szafkę z niezdrowymi rzeczami i zjem wszystko co mi wpadnie w ręce i po tym przyszło jakieś otrzeźwienie - raz na jakiś czas zjadałam " normalną " rzecz oczywiście z umiarem i nic sie nie działo. Uważam więc, że wszystko jest dla ludzi, ale trzeba mieć umiar. Im bardziej stajemy się "niewolnikami" bycia fit, kreowanymi przez media, tym ciężej jest nam wytrwać w chwilach słabości.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest właśnie to dziwne poczucie, że oni mogą a my "nie możemy". Po jakimś czasie to już nie jest nasza kwestia wyboru, tylko tak jak napisałaś nacisk i presja otaczających mediów.. :-) Ja tylko napadnięcia szafek boję się jak idę do rodziców, bo wiem co tam się kryję.. u mnie jest "czysto" :P Ale mimo wszystko i tak zaglądam i sobie patrzę co mają :D

      Usuń
  4. Świetny post! Twoje przemyślenia zbiegły się z moimi: "nikt nie lubi nakazów". A wszędzie aż huczy: "nie jedz tego, ale tamto...", ogólnie chyba każdy tak ma,ze im dłużej w tym siedzi, tym łatwiej popaść ze skrajności w skrajność.

    Ja tak sobie popuściłam kiedyś, po byciu fit, że w ciągu kilku miesięcy przytyłam 10 kg, ale nie takie tam 10, tylko 10 tłuszczu sobie narobiłam (narzędzia do pomiarów niestety miałam dość precyzyjne). I zaprzepaściłam ciężką pracę. I mówię w tym miejscu: nie warto sobie mówić:"oni mogą to ja też", bo wtedy, gdy jadłam lody,dżemy, batoniki,było fajnie, ale po dziś dzień, a było to ok.5 lat temu, ciężko mi wrócić tamte efekty.
    A myślę,że były niezłe.

    Także jeśli jesteś na rozdrożu, myślę że sama będziesz wiedziała, co dla Ciebie najlepsze. A chwila zwątpienia przejdzie. Oczywiście nie piszę o katowaniu się dietą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, mam nadzieje, że mnie tak drastyczne załamanie nie czeka.. Dobrze, że zdałaś sobie w porę sprawę z rezultatów. Aczkolwiek u mnie w dziwnych okolicznościach zapanowała "zajawka" na bycie fit, ponieważ nigdy nie miałam nadwagi!! Doprowadziłam się tym do wychudzenia i stąd pewnie te wątpliwości, więc tak.. jestem na rozdrożu. Muszę niezwłocznie też zaznaczyć, że w rzeczywistości nie jest tak źle jak się czyta. Codziennie dokładam wszelkich starań, aby zdrowo gotować i komponuje zbilansowane posiłki, tylko po prostu czasami człowiek szuka sensu w tym wszystkim bo momentami wydaję mi się, że kiedyś byłam szczęśliwsza i bardziej zrozumiana przez społeczeństwo bez tych fanaberii :-)

      Usuń
    2. Oj, to ja też nie chciałam,żeby jakiś straszny przekaz z tej mojej wypowiedzi wyszedł.

      Chyba "wycinka" bardziej zaprzepaszczona,niż sama waga.

      Myślę,że jak robisz coś dla siebie, to najważniejsze,żeby Tobie było dobrze, i już :D Nawet jeśli to będzie odstępstwo od normy, bo chwilowo jesteś na rozdrożu.

      Czy będziesz żyć w myśli fit czy nie-fit, kierujesz się własnymi potrzebami, słuchasz siebie. I widać to w tekstach. :)

      Usuń
    3. Bardzo fajnie to ujęłaś, to nam ma być dobrze bo przecież nikt inny nie odczuwa naszych fit-skutków (no oprócz tych smutnych babci, które twierdzą, że mamy anoreksję bo nie jemy ich racuchów i kotletów..:D)
      Mam nadzieje, że ostatnie zdanie ma rzeczywiście przełożenie w rzeczywistości :P A co do przekazu, może nie był straszny, ale wiesz poruszyłaś "drażliwy" temat, w końcu każda z nas lekko się wzdryga na myśl o takim "złamaniu" :-)

      Usuń
  5. Najważniejsze to kierować się zdrowym rozsądkiem, niestety wiele rad, artykułów może namieszać nam w głowie często dostarczając dość sprzecznych informacji.

    OdpowiedzUsuń