piątek, 14 marca 2014

Konfrontacja z wlasnym rozumem

Jest mi ostatnio coraz ciężej, dopadają mnie ostre potyczki z własną świadomością. 

Jak już kilka razy wspomniałam, jestem na drodze rekonwalescencji. Z okresu cięcia kalorii i głodówek wychodzę już bardzo długo i powoli. 


Owsianka ban-cyn. Tarte jabłko, serek, orzechy, żurawina i melon!

Powinnam być dumna, świadoma tego, że dokonuję praktycznych działań, ale tak nie jest. Do momentu kiedy dochodziłam do 1400 kcal było OK. Teraz powinnam jeść już 1600-1700 i robię to.. Ale kiedy podliczam bilans całodniowy mam ochotę się popłakać? Ogarnia mnie jakieś pieprzone, dziwne uczucie, że zatracam to nad czym tyle "pracowałam" -> czyli nad nieplanowaną niedowagą.


Dorsz po raz pierwszy, pieczone ziemniaki, dużo pietruszki.

Aby chodź na chwilę uciszyć spór w mojej głowie wbijam szybko dane do kalkulatora BMR, zaznaczam "brak aktywności" lub "mała aktywność", pomimo, że w tym tygodniu mam za sobą trzy treningi na siłowni, bieg na 9 km i kilka jazd.. Jednak jakiś mały chochlik, który czepił się mojej podświadomości podpowiada mi "Przecież to mało, przecież na siłowni się nie spociłaś, jaka to aktywność?".
Ten kalkulator i tak pokazuje więcej, niż ja na dzień dzisiejszy przyjęłam i czuję ulgę.. Ale powracają stare nawyki.. Chciałabym codziennie się ważyć i kontrolować czy przypadkiem nie przytyłam grama.. Ze względu na mój rozkład dnia, czasami "dojadam" na kolację, która oscyluje w godzinach 21, więc mało jaki organizm wyczyści się z tego do rana, a więc efekt-parę gramów więcej i przerażenie.

Głupota. Wiem jak to funkcjonuje, mimo wszystko wpajam sobie własne teorie.

Dziś przykładowo 1657 105/191/48, zalecane dla nieaktywnych -> 1655 62/227/55 -> dla mało aktywnych 1897 71/260/64 i nagle słychać "Uff, ale ulga" - odruch bezwarunkowy.

Kiedy gdybam sobie jak zwalczyć ten problem, obsesję, zaburzenia! to chyba opinia jakiejś doświadczonej osoby, która wpoiłaby mi do łba, że nie przytyje, a wręcz nadal wg standardów jem za mało, byłaby sprzyjającym incydentem. Widać sama sobie ze swoim obyciem w tym temacie - nie wystarczam. Już nie wspominając, że najchętniej przeprowadziłabym doświadczenie i zaobserwowała czy jakaś inna dziewczyna, która odżywia się według zapotrzebowania, przyjmuje prawidłową dawkę kcal i makroskładników przypadkiem nie jest parę ponad wskazanych kilo.. Bo tkwi we mnie jakieś chore przekonanie, że ja pomimo ujemnego bilansu jem za dużo!

Jaki człowiek jest słaby i głupi to niewiarygodne... 


Wczorajszy wybieg

8 komentarzy:

  1. może to głupio brzmi, ale podziwiam Cię - nie dlatego, że się poświęcasz i dążysz do bardzo (zbyt) wymagających efektów, ale za to, że widzisz problem i nie boisz się o tym pisać. trzymam kciuki i pamiętaj, że wszystko, co robisz, jest wystarczająco dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, nie bardzo rozumiem. Myślisz, że stabilizowanie organizmu do norm jest na moją obecną sytuację zbyt dużym wymaganiem i poświęceniem? Dziękuje, walczę z tym!

      Usuń
  2. Spokojnie, każdy ma chwile zwątpienia, lecz najważniejsze to po takich momentach otrząsnąć się i iść dalej po swoje! Powodzenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje.. Muszę po prostu uświadomić sobie lub zostać uświadomiona, że nie robię krzywdy tylko przysługę swojemu organizmowi..

      Usuń
  3. bierzesz wagę, niesiesz ją prosto do kosza, albo wywal ja ją przez okno:)
    odkąd przestałam się warzyć wracam do normy, ostatnio robiłam analizę składu ciała, polecam pokazuje postępy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Waga to istne nieporozumienie.. Analiza składu ciała, hmm.. Kiedyś chciałam zrobić to Pani dietetyczka orzekła, że jestem za młoda :P

      Usuń
  4. A to u mnie dopiero część o białkach serwatkowych :) Jeszcze będzie na pewno tłuszcz mlekowy, przetwory mleczne... :) Zapraszam!

    Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia... ZDROWIE, RACJONALIZM!!! 3maj się!!

    OdpowiedzUsuń